MARZEC
Mała Galeria BWA-GTF
„Oskarżenie stalinizmu w malarstwie”
Piotr Biełow urodził się w 1929 roku w Moskwie. Po skończeniu studiów związał się z Centralnym Teatrem Armii Czerwonej. Robił scenografie, malował do szuflady uzewnętrzniając swój stosunek do czasów, w których przyszło mu żyć. Głównym tematem malarskich wizji Biełowa było ludzkie cierpienie. Zderzenie człowieka z niszczącą siłą, niewspółmierność indywidualnego człowieka i wrogiej dla niego przestrzeni.
Zupełnym niezrozumieniem wydaje się zaliczenie tego malarstwa do nurtu oskarżycielskiego, rozliczeniowego. Samego nawiązania w warstwie ikonograficznej, tematycznej do wizerunku Wielkiego Wodza z dodatkiem kilku ludzkich czaszek zamiast ziarenek piasku, bądź kwiatu mleczu, nie można uznać za MALARSKIE oskarżenie stalinizmu. Operowanie portretami, cytowanie ludzi, którzy nigdy się nie poddali, którzy są symbolami rosyjskiego ducha, jest zręcznym sztafażem, zza którego wyziera brak metody, która pozwoliłaby udźwignąć ciężar problemu i skonkretyzować go w formie malarskiego przedstawienia. Rozdźwięk między formą i treścią tłumiony jest efekciarskimi, rodem z surrealizmu, chwytami kompozycyjnymi, nieśmiałymi próbami colege’u. Problem przerasta Biełowa. Filozofia „młota i łopaty”, za pomocą których kształtowano świadomość nowego człowieka, człowieka komunizmu, krępuje wyobraźnię i rękę malarza właśnie w tych momentach, gdy próbuje chociażby dotknąć tych trudnych spraw.
Pewien zgrzyt, a nawet podejrzenie o koniunkturalizm rodzi się gdy się porówna daty powstania tych „rozliczeniowych obrazów” z biografią artysty. Biełow dzierżył przez kilkadziesiąt lat tytuł głównego scenografa różnych teatrów wojskowych, będąc uznanym i nagradzanym twórcą. Tacy oskarżyciele i taki sposób oskarżania epoki stalinizmu nie budzą zaufania.
Sławomir Jach, „Uśmiech Stalina”
On przez całe życie w malarstwie dawał wielkie oskarżenie stalinizmu. Obrazy mogły być pokazane dopiero po zmianach politycznych, jakie zaszły w ZSRR; Ziemia Gorzowska Nr 9 (520) / 02.03.1990 r.
- Przechodzę wzdłuż niewielkich kartonów, wstrzymuje oddech, by nie zbudzić zatrzymanych w obrazach upiorów. Bezmiar okrucieństwa. Jakie kruche jest ludzkie życie. Kiedy człowiek staje się masą, ziarenkiem piasku, kiedy cieniem za szybą… Myślę samymi pytaniami i wykrzyknikami, próbuję wyobrazić sobie tego „zasłużonego artystę” malującego w tamtym czasie gorączkowo, pokazującego swoje prace ukradkiem tylko i wybranym ludziom. Co mu nie dawało spokoju? – pamięć przeszłości czy własna biografia.
Przyglądam się niewielkim, pokrytym gwaszem kartonom i twarzom oglądających je ludzi. Wracam do jednej z większych prac, zatytułowanej „Całe życie. Autoportret”. Wpatruję się w twarz artysty, próbując tam znaleźć odpowiedź na wszystkie pytania. Nie zapomnę ani tej twarzy, ani tej wystawy; Gabriela Balcerzakowa; Ziemia Gorzowska Nr 10(521) / 09.03.1990 r.
Tematyka i niezwykła forma tych obrazów, budowana często na zachwianiu proporcji jest ich siłą. Ogromne buty niewidocznej postaci depczące łąkę usianą dmuchawcami. Podejdźmy bliżej: to nie dmuchawce, to twarze ludzi, deptane przez bezduszne i bezwzględne monstrum. Gigantyczna twarz Lenina. Plansza rozłożona na ziemi, a na niej mikroskopijny człowieczek z pędzlem i wiadrem z farbą. To on kreuje giganta. Pudełko popularnych papierosów „Biełomorkanał” i jakby tytoń wysypujący się ze środka. To nie tytoń – to też ludzie, więźniowie ginący w czeluściach kanału, pochłaniającego tysiące istnień ludzkich, zmuszanych do katorżniczej pracy. Wstrząsające są portrety wielkich artystów i intelektualistów radzieckich, zamęczonych w stalinowskich łagrach, lub skazanych na izolację i śmierć cywilną. Żywa twarz Pasternaka wmurowana w ślepą ścianę. Bułhakowa – przebijająca się przez skutą lodem, śnieżną równinę rosyjskiego pejzażu, czy portret światowej sławy reżysera, Wsiewołoda Meierholda z twarzą z legitymacji zasłużonego artysty ZSRR i nagim tułowiem maltretowanego więźnia… Są i wyłaniające się z głębin twarze – Wysockiego, Cwietajewej, Mendelsztama – w oprawie pękającego, lecz jakże zaśmieconego lodu. I jeszcze osobiste ślady twórcy: autoportret „Całe życie”, obrazy „Zawał serca” i „Odejście” – to żegnanie się z byciem, świadomość nieuchronnego końca; Kurier Gorzowski Nr 1/ 14.03.1990r.