MENU

  • ADAM KOZICKI - plakat wystawy

Wystawy

CZESŁAW ŁUNIEWICZ - FOTOGRAFIA

KWIECIEŃ 
 
Mała Galeria BWA-GTF
 
Czesław Łuniewicz urodził się w 1927 r. na Wileńszczyźnie. Absolwent Politechniki Poznańskiej – inżynier. Od 1965 do 1981 roku był fotoreporterem redakcji „Nadodrze”. Od 1977 r. członek Związku Artystów Fotografików. 
 
Doceniając znaczenie techniki nigdy nie traktuje jej jako celu samego w sobie. Korzystając ze zdobyczy technicznych nie dopuszcza aby go one zniewoliły. Potrzebne mu są przede wszystkim po to, żeby nakładać kształt swoim wyobrażeniom. 
Czesław Łuniewicz jest człowiekiem nie tylko wrażliwym lecz także silnym psychicznie. Trudno przesądzać czy odporność na ciernie życia to znamię wrodzone, czy dar natury, czy też cecha nabyta.
Obecna wystawa Czesława Łuniewicza zawierająca 30 fotogramów nawiązuje tematycznie do dawnych zainteresowań artysty i jest równocześnie czymś nowym w jego twórczych poszukiwaniach. Cały zestaw obrazów oparty został na jednym motywie, a jest nim akt kobiecy. W tej właśnie materii artystyczne doświadczenia autora mają już długą tradycję. Akt stał się przedmiotem jego zainteresowania już na początku fotograficznej kariery. Ważnym niewątpliwie etapem na tej drodze był czas, kiedy ukrywając się po pseudonimem Jana Trzciny, publikował zdjęcia pani w stroju Ewy na łamach „Nadodrza”. Wracając jednak w sferę dokonań artystycznych przypomnieć trzeba wystawę z roku 1974, zatytułowaną „Akt”. Eksponowane na niej fotogramy daleko odbiegały od tradycyjnych przedstawień. Szukając adekwatnych określeń krytyk nazwał wówczas te prace „komponentami struktur fotograficznych”. Wykonane techniką solaryzacji posiadały plastyczne walory właściwe grafice i reliefowi. 
„Ontogeneza” pokazana w 1977 roku przedstawia ten sam temat w zupełnie innym ujęciu. Technika jest tu tradycyjna, a odrealnienie przedmiotu osiągnięte zostało w rezultacie subtelnej gry walorów plastycznych. Operując światłem i cieniem artysta uzyskał niezwykły efekt zwiewności najdoskonalszego z tworów natury, jakim jest kobiece ciało.
Interesująca nas aktualnie wystawa jest perfekcyjnie jednolita w treści, technice i kompozycji. Oglądamy 30 lirycznych ujęć dwuosobowego aktu – matki z dzieckiem. Wszystkie obrazy w tonacji nadzwyczaj delikatnej, jasnej, emanującej atmosferą ciepła i spokoju.
Piękno kobiecego ciała pokazanego w tak poetyckiej konwencji nie jest wszak jedynym celem jaki przyświecał autorowi. To raczej atrakcyjna forma dla twórczej wypowiedzi z treścią o niejednoznacznym przesłaniu. Atmosfera ciepła i miłości, tej najbardziej pierwotnej i najbardziej bezinteresownej miłości wzajemnej matki i dziecka, odsyła nas w różne rejony skojarzeń i odczuć. 
Czesław Łuniewicz jest zwolennikiem działań niezłożonych, lecz prostych. Ujął temat po swojemu. Stanął jednak przed nie lada problemem – ja w 30 monotematycznych fotogramach, o tak specyficznej treści uniknąć powtórzeń? Wybrnął z tego dzięki dużej śmiałości w kadrowaniu obrazów. Odwaga i zdecydowanie w tym względzie zaowocowały dodatkowo doskonałością kompozycji.
Kunszt mistrza pozwolił jeszcze wyeliminować inną groźbę – odbioru wystawy jak z plaży naturystów. Osiągnął to przez wyeliminowanie wszelkich akcesoriów powszedniej codzienności, a także przez zneutralizowanie tła. Na fotogramach pokazane są dwie ludzie istoty w przestrzeni całkowicie odrealnionej, wyobcowanej z empirycznego świata. 
W zestawie prac obok zamierzonych, pojawiły się elementy nieprzewidziane w pierwotnym zamyśle autora, lecz w trakcie pracy przez niego docenione. Jednym z nich jest sprawa oddania stanów psychicznych modeli. Artysta w tym przypadku nie nastawiał się wydobywanie tego co indywidualne w człowieku, interesowało go raczej to co ogólne we wzajemnych związkach uczuciowych matki i dziecka. Dziecko jest modelem suwerennym, nieznoszącym zbyt długo tej samej czynności w tym wypadku pozowania. W wyrazie twarzy dziewczynki uzewnętrzniła się więc cała gama uczuć: zaciekawienie, zabawa, znużenie, zniecierpliwienie, oburzenie i złość.
Innym niezamierzonym początkowo efektem ideowym i plastycznym są paznokcie modelki. Dostrzegłszy to na planie, mistrz wykorzystał przypadek ze zręcznością zawodowca. Na kilku fotogramach wyeksponował dłonie specjalnie, wprowadzając tym zabiegiem do sielankowego świata element silnej ekspresji. Na miękko zarysowanym aksamicie pięknego ciała pojawiają się równie piękne rubinowe klejnoty. Ale one są ostre, a to jest element dzikości i zła. 
Tak więc mimo anielskiego wyglądu kobieta bynajmniej aniołem nie jest. Ta współczesna madonna wyposażona jest w szpony. Czy oznaczają one drapieżność, gotowość do obrony, do walki o przetrwanie? Nie wiemy i nie jest to konieczne. Percepcja przedstawianych na wystawie fotogramów przynosi jeszcze jedno odczucie. Delikatna tonacja obrazów, atmosfera sielankowego ciepła, spokojna statyczność ujęć, kierują nas ku starym albumom z fotografikami.
Stanisław Kowalski
 


wróć