6 grudnia 2005 - 15 stycznia 2006
Mathias Grünewald należy do najwybitniejszych malarzy ołtarzowych XV wieku. Do jego najbardziej znanych obrazów należy niewątpliwie „Ołtarz z Isenheim” (zwany też ołtarzem trędowatych). Mnogość symboli i wielowątkowość ołtarza robią z niego jedno z najwybitniejszych dzieł malarskich. Od wieków ołtarz jest inspiracją dla wielu artystów. Okazało się, że również dzisiaj w twórczości młodych artystów pojawiają się motywy z niego zaczerpnięte. Do projektu zaprosiłem: Martę Pszonak, Artura Malewskiego, Marcina Nowaka, Annę Orlikowską, Wawrzyńca Sawickiego i Aleksandrę Ska.
"Grünewald"
Grünewald budzi emocje. Ekspresja i bogactwo obrazów, motywów - można w nieskończoność patrzyć i ciągle coś znajdować. Często też był punktem odniesienia dla artystów, i to bardzo różnych, rozmaicie z niego korzystających. Dość powiedzieć, że sięgali po niego artyści grupy Wprost i grupy Łódź Kaliska. Sięga po niego także Kamil Kuskowski i w dodatku znalazł w swoim łódzkim otoczeniu kilku innych artystów, których wyobraźnia również zahacza o Grünewalda. Swoje prace oparte na bliższych, dalszych i jeszcze dalszych związkach z Grünewaldem zaprezentowali na wystawie w Galerii Fotografii i Nowych Mediów w Miejskim Ośrodku Sztuki w Gorzowie Wielkopolskim.
Dlaczego tam? Gorzów Wlkp. Nie słynął do tej pory ze sztuki współczesnej. Miasto ma ca. 120 tyś mieszkańców i nie ma w nim ani jednej uczelni wyższej o profilu humanistycznym. Z tego miasta pochodzi obecny Premier i Marszałek Sejmu. Ale wystarczy, że w jakimś miejscu pojawi się ktoś sprzyjający sztuce, by na pustyni pojawiła się woda, czyli np. sztuka w Gorzowie Wlkp. W Gorzowie Wlkp jest Zbigniew Sejwa, sam jest artystą, zajmuje się fotografią, i kieruje galerią. Skromny budżet nie pozwala na zbyt wiele, ale i tak przy tym podejściu może on zrobić więcej dobrego dla sztuki i artystów, niż wielkie instytucje i ich mali dyrektorzy.
Nie wszystkie prace na tej wystawie to dzieła skończone. Są szkicami, projektami, fragmentami, pokazującymi jednak, jakie może być zastosowanie Grünewalda w sztuce współczesnej.
Marcin Nowak pokazał grafikę wykorzystującą obraz Grünewalda, a stylizowaną na interface gry komputerowej. To szkic zapowiadający pracę bardziej skomplikowaną. Na tym etapie ważna jest sugestia, że wielkie malarstwo metafizyczne można zwirtualizować i wprowadzić w popkulturę.
Wawrzek Sawicki wykorzystał strukturę szafy ołtarza – po otwarciu skrzydeł stajemy przed ekranem telewizora z animacją wideo i miksem dźwięków (do odsłuchania na słuchawkach). Tu również powstaje napięcie między obrazem – tym wielkim z podręcznika historii sztuki, a dzisiejszą zmedializowaną kulturą, nasyconą obrazami generowanymi elektronicznie. Także ta praca ma być dalej rozwijana, głównie w warstwie obrazu wideo.
Artur Malewski pokazał wideo animację – śmiejącego się szatańsko potwora wiodącego za rękę postać, niby człowieka, choć o posturze dość uproszczonej i bezcielesnej, czym przypomina przedstawienia duszy. Co prawda obrazy Grünewalda zaludniają liczne demony piekielne, jednakowoż ten wygląda raczej groteskowo niż strasznie. Artysta ma spore poczucie humoru i dystansu do siebie i swoje pracy. Krótka animacja to jakby trailer bardzo rozbudowanego projektu, wciąż w opracowywaniu, w którym artysta przebiera się za inną postać z demonologii - wilkołaka (dysponuje już nawet gotową kosmatą skórą – kostiumem do występów publicznych).
Ania Orlikowska – jej praca wideo jest oparta na stosowanym przez nią już wcześniej efekcie nakładających się, przenikających obrazów. Jednak sekwencja przejścia nie rozwija się w czysty, ostro narysowany obraz. Dlatego przedstawienie zawsze wydaje się ciałem eterycznym, astralnym, powidokiem bardziej niż obrazem. Motywem jest ona sama. We wcześniejszym wideo takim zabiegom poddana została jej twarz, ukazana we śnie, pływająca w nieokreślonej przestrzeni. Tu w ten sposób zostało sfilmowane całe nagie ciało, złożone na czerwonym dywanie, w podobnie nieokreślonej przestrzeni, płaskiej jak obraz; wydłużonej, zamkniętej łukiem, jak średniowieczny portal, okno, kwatera ołtarza... Z Grünewaldem można skojarzyć ten obraz raczej poprzez odrealnioną atmosferę i wrażenie monumentalności jakie stwarza kształt ramy i pustka kadru. Siłą takich obrazów jak Grünewalda jest to, że zostawiają wrażenie jak senne majaki. Podobnie surrealistyczne, oniryczne oddziaływanie mają wideo-zjawy Orlikowskiej.
Kamil Kuskowski pokazał dwa obrazy - tryptyki (cykl obejmuje więcej prac). Mają one wydłużony kształt, jakby poprzecznej belki, kojarzącej się z tą z krzyża. Dwa skrajne obrazy to zbliżenia dłoni przybitych do krzyża (kopie z „Ukrzyżowania” Grünewalda). Na środkowym płótnie majaczą słowa - namalowane niekontrastowo, tak by ledwie odróżniały się od tła. To nazwy ludzkich przywar, małości, ale także bolączki skorumpowanych instytucji – państwa i jego urzędów, kościoła, no i galerii sztuki.... Słowa zawierają się miedzy obrazami dłoni – to położenie jest niezwykle sugestywne. Ale też Grünewald bardzo sugestywnie i detalicznie odmalowywał obraz zła. Nazwy owego zła, zaprezentowane na tej wystawie, brzmią „Nepotism”, „Fanaticism”. I można rzec – one były, będą i nic i nikt nas od nich nie zbawi, ani Kościół ani PiS. W tym krótkim opisie nie ma miejsca na rozwijanie możliwych interpretacji tej pracy. Kuskowski potrafi zamknąć w jednorodnej całości dzieła sztuki wielość rozmaitych wątków; płaszczyzn krytycznego myślenia. To prace pesymistyczne. Pocieszające jest jednak to, że od czasu do czasu zjawia się artysta i tworzy dzieło o krytycznej wymowie, przesłaniu, do którego możemy w potrzebie się odwołać, schronić w polu jego oddziaływania, co pomaga uratować przed naporem tzw. życia własne zasady, siebie po prostu, daje siłę by nie ulec korupcji intelektualnej: oportunizmowi, hipokryzji.
Marta Pszonak – również sięgnęła po tak fascynujący u Grünewalda obraz zła. Sięgnęła po pałę, bejsbol, kojarzący się nie ze sportem, a z prymitywną przemocą. Wykonała dla niego bardzo solidną, ładną kasetkę, wyłożoną w środku czerwonym suknem. Sama pała też jest bardzo starannie wykonanym przedmiotem. Razem bejsbol i skrzyneczka tworzą obiekt dekoracyjny, bardzo estetyczny, wykonany z całym rzeźbiarskim kunsztem. W kategoriach kultury konsumpcyjnej nosi on znamiona luksusowego przedmiotu, dobrego okazyjnego prezentu, stosownego np. dla polityków LPR. Na pałce jest namalowany napis INRI – taki sam jak nad głową Chrystusa w obrazie „Ukrzyżowania” Grünewalda (właściwie jest to reprodukcja tego fragmentu obrazu). W obrazie Grünewalda z pałkami są przedstawieni ci źli, bestie piekielne, oprawcy. W ich rękach to narzędzie męki. INRI – Iesus Nazarenus Rex Iudaeorum – Jezus Nazareński król żydowski - kaseta to relikwiarz na relikwię kultu przemocy, ale kto i wobec kogo teraz skierowanej, komu zadawanej? Wektor prześladowania się odwraca. INRI - znak firmowy cierpienia, staje się metką firmującą akt agresji; symbol cierpienia, jest teraz symbolem zadawania cierpienia, czynienia zła. W imię Boga i Ojczyzny łysi młodzieńcy, nazywający siebie kibicami, usłużnie zatłuką pedałów i Nieznalską z błogosławieństwem polityków prawicy i ich katolickich wyborców-słuchaczy Radia Maryja. Władza afirmuje prymitywną przemoc, tak było wtedy i tak jest teraz. I tylko artyści mają siłę by o tym mówić publicznie.
Aleksandra Ska nie występuje często z nowymi rzeczami, ale jak już - są to zawsze prace radykalne, bardziej nawet niż Alicji Żebrowskiej, najbardziej radykalnej polskiej artystki (która jednak ostatnio przycichła, ale wiem, że szykuje się do wielkiego skoku). Kozyra z doczepionym penisem, to przy Ska dekoratorka wnętrz mieszczańskich saloników. Na wystawie pokazała obiekt, który prawidłowo chyba można nazwać becikiem. To jakby kosz dziecinnego wózka, z uchwytami do noszenia jak torba, wewnątrz wyposażony w kołderkę i poduszkę. Całość jest starannie wykonana z bogatej, drogiej (przynajmniej takie robi wrażenie) tkaniny. Na tkaninie jest złoty nadruk, który przy pierwszym, ogólnym oglądzie robi wrażenie dekoracyjnego deseniu. Na poduszce został wyszyty wieniec laurowy, wieniec antycznych zwycięzców, Cezarów. Tajemniczy tytuł „Nim” również raczej niewiele nam powie (jego rozszyfrowanie to dodatkowe piętro interpretacji, na które teraz tu nie chcę się wspinać, gdyż ubarwia ona narrację pracy, ale nie zmienia zasadniczo wyłożonego poniżej znaczenia). Bezpośrednio z obrazami Grünewalda zdaje się to nie mieć wiele wspólnego, z wyjątkiem może ogólnego i niesprecyzowanego poczucia dawności, jakie wnosi ciężka, ornamentalna tkanina, co jednak bardziej jest zasługą kontekstu całej wystawy niż samej pracy, ale też, jak się okaże, nastrój tajemniczej i trochę mrocznej perwersji emanującej z obrazów Mistrza. Już powierzchowne wrażenie karze kojarzyć becik z becikowym, czyli nachalną ideologią prorodzinną prawicy, która w totalitarnym stylu chce narzucić społeczeństwu jedynie słuszny sposób życia. W miarę coraz głębszego wglądu w pracę to pierwsze skojarzenie okazuje całkiem słuszne. Becik jest eksponowany bezpośrednio na podłodze, jak zwykły, niby pozostawiony tu przedmiot, i to położenie utrudnia wpatrywanie się w meandry wzoru, a druk na tkaninie dodatkowo rozmywa linie skomplikowanego rysunku. Jednak prawdziwa komplikacja i moc pracy ujawnia się dopiero po wpatrzeniu się w szczegóły. Cierpliwość zostanie tu nagrodzona, ale czeka nas mały szok. Abstrakcyjny ornament okazuje się przedstawieniem figuralnym, które powoli wyłania się dla naszych oczu w centralnej części każdego modułu składających się na wzór na tkaninie. Co do zasady, taka forma ornamentacji jest typowa. Jednak tu groteska nie jest powiązana z motywami roślinnymi, ale ornamentem ze stylizowanych organów płciowych, penisów i otworów ciała. Z plątaniny linii powoli odczytujemy dwie postacie splecione w akcie homoseksualnego seksu. Nie jest to żadna ze standardowych pozycji, a bardzo wyrafinowana, ekstatyczna pieszczota, znamionująca zapamiętanie i głęboką więź między partnerami. Opis werbalny tej pozycji wypada dość skomplikowanie i najlepiej prześledzić ją na rysunku zamieszczonym w serwisie fotek z wystawy (czy ta pozycja erotyczna ma swoją nazwę?) Partnerzy leżą w pozycji 69, i wzajemnie wsuwają sobie jedną dłoń do ust, a drugą w odbyt. Układ postaci jest tego rodzaju, że obraz zachowuje dekoracyjność i ciągłość właściwą dla ornamentu, wygląda jak ornament. Kompozycja w układzie zamkniętym, kolistym, mandalicznym, symbolizuje wszelkiego rodzaju cykliczność, jak bieg czasu, upływ życia, a także jedność, pełnię. Teraz ów homoseksualny becik zaczyna symbolizować nie tylko politykę prawicy, ale demaskuje jej charakter: wykluczania, budowania uprzedzeń, nienawiści, dzielenia społeczeństwa. Dbałość o rodzinę, o człowieka - to puste, ideologiczne frazesy, gdyż w rzeczywistości są skierowane przeciw człowiekowi i jego szczęściu. Niewinny becik nabiera wielkiej krytycznej wagi! Cała praca okazuje się mocna i do bólu wyrazista. Zarazem jest tak rozegrana środkami artystycznymi, że jej radykalna wymowa nie działa jak plakat polityczny. Jest w pierwszym rzędzie wypowiedzią estetyczną, a nie ideologiczną. Formy wizualne są jednak tak użyte, by umożliwić wyinterpretowanie z nich treści. I wtedy okazuje się, że dzieło sztuki staje przeciw najtwardszym poglądom prawicy, którym nie ma odwagi przeciwstawić się żadna opozycja w tym kraju, jak widać z wyjątkiem artystów.
(o Ska zobacz także w Archiwum Artinfo - Artinfo 54)
Tak pokazano Grünewalda w Gorzowie Wielkopolskim. Obie wystawy, indywidualna Kuskowskiego – „Muzeum” i zbiorowa jego kuratorstwa „Grünewald” pokazują, że malarstwo może dziś czerpać także z innych inspiracji niż telewizja i komiksy, pop banalizm kultury massmedialnej. I w dodatku ma sporo istotnych rzeczy do powiedzenia, a sztuka okazuje się czymś więcej niż rozrywką dla kuratorów.
Łukasz Guzek
MOS, Gorzów Wlkp. 6 grudnia 2005 – 15 stycznia 2006