MENU

  • ADAM KOZICKI - plakat wystawy

Wystawy

Kasper Lecnim, Irmina Rusicka, It-it?

Otwarcie 10 czerwca, godz. 18:00
Wystawa czynna do 18.09.2022
 

Kurator: Bartosz Nowak

To wszystko zdarzyło się mniej więcej naprawdę. Wyobraźcie sobie Indianapolis, stolicę amerykańskiego stanu Indiana. Na środku Indianapolis stoi Pomnik żołnierzy i żeglarzy, który – mówiąc szczerze – jest fontanną. Niektórzy z Indiany mówią, że to stan twardych ludzi. Inni, że to stan, w którego mieszkańcy notorycznie zadawali pytanie „kto tam?”, gdy ktoś pukał do drzwi. Indiana to stan, w którym twardzi ludzie ciągle pytali „kto tam?”, gdy ktoś ich niepokoił w domu. Gdyby do drzwi pukał Kurt Vonnegut – raczej by go wpuścili. Vonnegut urodził się w Indianapolis. Z tego powodu na samym początku 2007 roku jego rodzinne miasto ogłosiło, że nadchodzący rok będzie nosił jego imię. W końcu to ważny amerykański pisarz. Niestety, już w kwietniu tego roku Vonnegut umiera i to w Nowym Jorku. Nici z wielkiej imprezy.
W najsławniejszej powieści Vonneguta „Rzeźnia numer pięć” stwierdzenie „zdarza się” pojawia się dokładnie sto jeden razy. To skromny wynik jak na książkę, której bohaterem jest człowiek notorycznie wypadający z czasu. Billy Pilgrim zasypia w jednej dekadzie, aby obudzić się w drugiej, przysypia w bombardowanym Dreźnie i budzi się w powojennej Ameryce. Co gorsza, podróżuje w bydlęcym wagonie jadącym przez Niemcy, by ocknąć się w spodku kosmicznym zmierzającym na Tralfamadorię. I na odwrót. Tralfamadorczycy widząc trupa myślą sobie po prostu, że zmarły jest aktualnie w złej formie, ale jednocześnie wiedzą, że ta sama osoba czuje się znakomicie w wielu innych momentach. Mieszkańcy tej planety do czasu mają stosunek podobny budowniczemu ziemskiej latryny, który umieścił na jej drzwiach prośbę „Pozostaw to miejsce w takim stanie, w jakim je zastałeś”.
Zazwyczaj czytelnicy z „Rzeźni numer pięć” zapamiętują dwie rzeczy – to, że rzeczy się zdarzają oraz to, co mają do powiedzenia ptaki po masakrze. A one mówią to, co można powiedzieć na temat masakry: „It-it?”.
Pomyślcie sobie, ile razy musiałoby paść stwierdzenie „zdarza się”, gdyby napisać historię, dajmy na to, ostatniego wieku. Nie jest to głupi pomysł, zważywszy na to, że Vonnegut urodził się dokładnie sto lat temu. Irmina Rusicka i Kasper Lecnim urodzili się trzy dekady temu i nic na to nie wskazuje, aby mieli przypadłość wypadania z czasu. Podróże w poprzek czasu i przestrzeni zdarzają się natomiast w ich praktyce artystycznej – gdzie wątki stąd i stamtąd spotykają się w jednym i wielu miejscach naraz. Jak na ironię losu przystało, rzecz zaczyna się od linii: czegoś, co wedle słownikowej definicji ma tylko jeden wymiar – długość. To bardzo przydatny wynalazek – sprawdza się wszędzie, zarówno w sztuce, jak i w próbach zdefiniowania czasu. Linearny model zakłada jakiś początek i koniec, a dodanie do niego strzałki – sugeruje kierunek, w którym czas podąża. W tradycji judeochrześcijańskiej sprawa ma się następująco – podążamy od stworzenia do zbawienia, bez możliwości powrotu, ale z nadzieją na lepsze. Gdzieś na końcu czeka Odkupienie – technoutopia lub życie pośmiertne. Wraz z tą obietnicą równolegle rozwija się liniowy system gospodarczy, oparty na ciągłym wzroście. U progu katastrofy ekologicznej można już pisać, że to akurat był umiarkowanie dobry pomysł.
Jednak jednowymiarowa linia ma tę właściwość, że można ją wyprowadzać w inne wymiary: wyginać, zapętlać i prowadzić wedle fantazji. Rozszczelnić, rozwidlić jej końce, poszatkować a potem rzucić w czas. Tralfamadorczycy, jak pisał Vonnegut, mają przyjazne usposobienie, widzą w czterech wymiarach i litują się nad Ziemianami, że ci widzą tylko w trzech. Co gorsza, jak na razie, tworzą też jedynie w trzech wymiarach.
Irmina Rusicka i Kasper Lecnim nie są Billym Pilgrimem i całe szczęście nie opanowali tralfamadorskiej sztuki pogodzenia się z tym, co się zdarza. Biorą natomiast w ręce linię i wyprowadzają ją w trzeci wymiar. Przy tej okazji przydarzają się historie wesołe, a przez to niezwykle smutne. Tuż przy samej podłodze pełzają dziwaczne, smoliste zasieki, w których tylko ludzie o dobrej pamięci rozpoznają własne próby opanowania drżącej ręki w starciu z linią. To pierwsze próby bycia pełnoprawnym podmiotem, który jest w stanie pisać własną historię. Opanować pismo to porwać się na zamiar posiadania wpływu na przyszłość, zapominając, że jest się nieustannie spóźnionym wobec teraźniejszości. Przykra sprawa. Albo taki koń z żebrami do góry, który dopiero uczy się latać. Zamiast pełnokrwistego antycznego Pegaza stoi zwęglony szkielet, ucinając ambicje samozwańczych Bellerofontów do opanowania Olimpu. Albo ten imponujący wykres globalnego rozwoju demokracji od roku 1800. Znacząco kończy się w roku 2016, wspinając się na ścianę niepomny nalotu czarnych łabędzi. Czyli, wiecie, tych wszystkich wydarzeń, które przypominają, że liniowa koncepcja czasu i urządzenia życia ludzi kończy się kolejnym końcem świata.
Nie zapominajmy o matejkowskiej Bitwie pod Grunwaldem, opus magnum najsłynniejszego krakowskiego krótkowidza. Mamy pamiętny rok 1410, ale tak naprawdę widziany oczami Stanisława Wyspiańskiego, który patrzy na wysiłki swojego nauczyciela. Wyspiański gdzieś na marginesach notatnika kreśli plątaninę linii pod czarnym, krzyżackim sztandarem. Dwuwymiarowa Bitwa, pomimo swojego rewolucyjnego charakteru zostaje w szkicowniku na ponad sto lat, póki nie dobierają się do niej Rusicka i Lecnim. Z igraszki, szutki i stuletniej karykaturki powstaje trójwymiarowa instalacja o słusznych rozmiarach, przyrodzonych do przedstawień heroicznych. Bombastyczna wizja tryumfu narodowego zostaje sprowadzona do elegancko wygiętego pręta w kształt ludzkiej ruchawki. Czyli czegoś, czemu Tralfamadorczycy się dziwią.
Wbrew pozorom It-it? w Miejskim Ośrodku Sztuki w Gorzowie nie jest wizją duetu akceleracjonistów, którzy zacierają dłonie na samą myśl o ostatecznym krachu. Ani o wszechkatastrofie, która zwęgli nie tylko kości, ale i satelity. Na taki ekscentryzm pozwolić mogą sobie wyłącznie Tralfamadorczycy, którzy wiedzą jak to wszystko się skończy. Tralfamadorski pilot-oblatywacz naciśnie dźwignię startową i cały Wszechświat przestanie istnieć. Nie robi to na nich większego wrażenia. Wiemy, co po masakrze czy innej katastrofie mówią ptaki, natomiast nam, istotom widzącym trzy wymiary, wciąż jeszcze pozostaje całe mrowie prób i szutek wbrew nieodwracalnej katastrofie zaprojektowanej przez Tralfamadorczyków. Istnieje szansa, że to ich czwartowymiarowy żart. Wcale nie twierdzę, że nie jest on nadzwyczaj okrutny.

Nie jest ważne czy zwyciężyliśmy, czy przegraliśmy, doktorze, ważne, że próbowaliśmy zwyciężyć.
K.V., Pianola

– Przez wszystkie te lata – mówił – siedziałem w otwartym oknie i mizdrzyłem się do świata.
K.V. Rzeźnia numer pięć

Aleksy Wójtowicz

Kasper Lecnim (ur. 1990) – artysta wizualny, absolwent Akademii Sztuk Pięknych im. E. Gepperta we Wrocławiu. Pracuje indywidualnie oraz w duecie z Irminą Rusicką. Zdarzyło mu się produkować szaliki, organizować przeprowadzki, odśnieżać, zderzać auta i wyzywać na pojedynki dyrektorów instytucji kultury. Swoje prace prezentował indywidualnie i zbiorowo w takich miejscach jak: Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Muzeum Współczesne Wrocław, Gdańska Galeria Miejska, BWA Wrocław, CSW Kronika, Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Reprezentowany przez Galerię Szara.
 
Irmina Rusicka (ur. 1990) – artystka sztuk wizualnych, autorka instalacji, wideo i prac badawczych. Absolwentka psychologii i historii sztuki w ramach MISH na Uniwersytecie Wrocławskim (2014) oraz Sztuki Mediów na ASP we Wrocławiu (2017). Studiowała Sztukę Mediów na ASP w Warszawie w pracowni Krzysztofa Wodiczki i prof. Grzegorza Kowalskiego (2016-2017). W swojej praktyce artystycznej zderzała samochody, naprawiała motocykl, robiła gwiazdę akrobatyczną w Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich i zbierała pieniądze na zrobienie dziury w budynku instytucji sztuki. Brała udział w projekcie The New Dictionary of Old Ideas (2019-2020), w ramach którego była uczestniczką programu rezydencji w Silk Museum (Tbilisi, Gruzja) oraz Hablar En Arte (Madryt, Hiszpania). Pracuje indywidualnie oraz w duecie z Kasprem Lecnimem. Mieszka i pracuje w Warszawie. Współpracuje z Galerią Szara.

 


Rusicka, Lecnim - plakat wystawy

IT-IT?, fot. Kasper Lecnim, Irmina Rusicka

IT-IT?, fot. Kasper Lecnim, Irmina Rusicka

IT-IT?, fot. Kasper Lecnim, Irmina Rusicka

IT-IT?, fot. Kasper Lecnim, Irmina Rusicka

IT-IT?, fot. Kasper Lecnim, Irmina Rusicka

IT-IT?, fot. Kasper Lecnim, Irmina Rusicka

IT-IT?, fot. Kasper Lecnim, Irmina Rusicka

IT-IT?, fot. Kasper Lecnim, Irmina Rusicka

IT-IT?, fot. Kasper Lecnim, Irmina Rusicka

IT-IT?, fot. Kasper Lecnim, Irmina Rusicka

IT-IT?, fot. Kasper Lecnim, Irmina Rusicka

IT-IT?, fot. Kasper Lecnim, Irmina Rusicka

IT-IT?, fot. Kasper Lecnim, Irmina Rusicka

IT-IT?, fot. Kasper Lecnim, Irmina Rusicka

IT-IT?, fot. Kasper Lecnim, Irmina Rusicka

wróć