Galeria BWA
Miejski Ośrodek Sztuki w Gorzowie Wlkp.
Ryszard Grzyb / Ptaki zwierzaki pod drzwiami stały
10.05.2014 (sobota), godz. 17:00
Wystawa czynna od 11.05.2014 do 08.06.2014 r.
Ryszard Grzyb urodził się w 1956 roku w Sosnowcu. Studiował w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu, w pracowni prof. Zbigniewa Karpińskiego (1976–1979) oraz na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie (1979–1981). Dyplom uzyskał w pracowni prof. Rajmunda Ziemskiego. W latach 1982 – 1992 był członkiem Gruppy, z którą wystawiał i uczestniczył w jej akcjach. Był też współzałożycielem i wydawcą pisma Gruppy – „Oj dobrze już”. Od połowy lat osiemdziesiątych odbył kilka podróży artystycznych: w maju i czerwcu 1986 razem z Ryszardem Woźniakiem przebywał na stypendium w Berlinie Zachodnim, w latach 1990–1991 w Kolonii na zaproszenie Rafała Jabłonki, w 1995 ponownie w Niemczech na stypendium w Lamspringe, a w 1996 w Saignon na zaproszenie Kamili Regent i Pierre’a Jaccauda. Jego obrazy znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie, Wrocławiu, Krakowie, Poznaniu, Galerii Zachęta, W Muzeach Okręgowych w Katowicach, Bytomiu, Toruniu, Bydgoszczy, Olsztynie, w kolekcjach prywatnych w Polsce i za granicą.
Równolegle do malarstwa uprawia twórczość poetycką, zadebiutował jeszcze w okresie studiów we Wrocławiu. Swoje teksty publikował w „Nowym Wyrazie” (1980, 1981), „Miesięczniku Literackim” (1981), w piśmie „Oj dobrze już˝, w publikacji „Sztuka Najnowsza”. „Co słychać” pod red. M. Sitkowskiej (Warszawa 1989), i „Young Poets of a New” Poland, (London 1993) oraz w piśmie artystycznym „Tytuł roboczy” (2004). Jego „Zdania Napowietrzne” zostały wydane przez Świat Literacki (2005).
W 2004 rozpoczął multimedialny projekt "Zdania napowietrzne”, w ramach którego kolekcjonuje krótkie sentencje poetyckie, „absurdalne haiku” jak mówi umieszcza je w kontekście zupełnie obcym poetyckim eksperymentom – na billboardach, pocztówkach, ołówkach, kubkach, zmienia je w neony, tabliczki informacyjne. Poprzez zawłaszczenie przestrzeni przeznaczonej dla innego rodzaju komunikatów, artysta wzmacnia siłę ich przekazu, wywołując swego rodzaju suspens. Laureat Nagrody im. Jana Cybisa za 2010 rok.
Wybrane wystawy indywidualne od 2000 roku:
2000 „Ryszard Grzyb. Malarstwo”, Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów, Podkowa Leśna.
2001 „Malarstwo”, Galeria EGO, Poznań.
2004 „200 lat pracy stffurczej”, Galeria Art NEW media, Warszawa.
2005 „Zdania napowietrzne”, Muzeum Plakatu, Wilanów.
„Największy znaczek pocztowy świata”, Galeria Klimy Bocheńskiej, Warszawa.
„ Grzybobranie chodzone. Zdania napowietrzne i jeden duży obraz, bo trzy małe to za mało”, Galeria Wschodnia, Łódź.
„Solar Plexus”, Sosnowieckie Centrum Sztuki - Zamek Sielecki, Sosnowiec
2006 „Zdania napowietrzne”, Galeria Miejska Arsenał, Poznań
„Dziki lud sadzi, że nie ma życia bez wojny”, Retrospektywna wystawa twórczości Ryszarda Grzyba, Muzeum Śląskie w Katowicach, czerwiec - wrzesień, ( katalog )
2007 „Umierać, umierać i nie móc”, Wizytująca Galeria, Warszawa
„Placebo”, Galeria Appendix2, Warszawa
„Puszcza”, Galeria Zderzak, Kraków,
2008 „Malarstwo”, Wizytująca Galeria, Warszawa
„Malarstwo (część 2)” Wizytująca Galeria Warszawa
2010 „Będziemy niczym ptaki, zanim się znowu spotkamy” , Muzeum Narodowe w Krakowie
2012 „Wszędzie można rozmawiać za pomocą gestów”, Galeria Arttrakt, Wrocław
„Park Młodych” , akcja artystyczna, BWA Olsztyn
„Park Młodych” , akcja artystyczna, Teatr Kana, Szczecin
„Słowa nie mają imion”, Galeria Format, Warszawa,
„Prospero i Miranda pozdrawiają Szanowną Osobę”, Galeria Zderzak, Kraków
„Ryszard Grzyb - Malarstwo” Wystawa z okazji przyznania nagrody im. Jana Cybisa za 2010 r, Galeria DAP, Warszawa
2013 „Ryszard Grzyb - portrety i parawany”, Sosnowieckie Centrum Sztuki - Zamek Siedlecki, Galeria Extravagance, Sosnowiec (15.02.2013 - 17.03. 2013)
2014 „Ryszard Grzyb - Zwierzę w klatce z człowieka”, Galeria aTAK, Warszawa (21.02.2014 - 25.05. 2014)
„Jestem na drodze malarstwa”
O Ryszardzie Grzybie
Niewysoki i wysportowany. Karateka i maratończyk.
Długodystansowiec - w sporcie i w sztuce.
Wytrwale trenujący dziecięcą ciekawość, chwytający
poezję istnienia w pułapkę absurdu.
Niepoprawny i poetycki, zarówno w słowie,
jak i w malarstwie.
Dziki i subtelny. Rubaszny i „dekoracyjny”.
Szorstki, nieuładzony i diablo precyzyjny.
Hodowca kanarków, wielbiciel nosorożców.
Piewca koloru i absurdu.
Propagator nieustającego karnawału, mistrz groteski,
zrywający z naszych oczu łuski powagi,
by ujawnić istnienie w jego wadze piórkowej,
lecz nie odzierać go z tajemnicy.
Erudyta, lecz nie gawędziarz.
Poeta haiku i nadmiaru.
Ziemski i napowietrzny.
Ryszard Grzyb
Czy jest jeden? Oczywiście, że tak. Lecz jest także „wielogłosowy”: mówi głosem malarstwa i poezji, trenuje jak sportowiec. A jako artysta też nie jest „jednolity”: zarówno malarz, jak i autor rysunków, wykonawca happeningów, poeta tytułów swoich prac. Niełatwo jest oddzielić od siebie poszczególne dziedziny jego aktywności. A może wcale nie trzeba? Pewnie najczęściej Ryszard Grzyb jawi się nam jako malarz, jakby malarstwo „spinało”, wyznaczało kierunek, jakby wokół malarskiego jądra ogniskowało to, co najbardziej twórcze i istotowe. Czy można bez wahania i jednoznacznie wymienić cechy jego malarskiego uniwersum? Zapewne nie. Lecz jednocześnie jego obrazów nie sposób pomylić z innymi…
Trudno jest pisać o malarstwie Ryszarda Grzyba. Może właśnie ze względu na jego, malarstwa (choć mam Grzyba), zdecydowaną obecność „tu i teraz”, tak trudno? Trudno jest podejmować próby ujęcia malarstwa w zwięzłej definicji, zamkniętej opowieści, czy też wskazać na zespół cech stylowych je charakteryzujący. Trudno jest także schwytać to malarstwo posługując się warsztatem, tradycyjnym lub mniej, historyka sztuki. Trudno jest poszukiwać relacji formalnych i nawiązań, szukać „recepty filozoficznej”, która miałaby tę sztukę zakorzeniać… Można to robić niejako częściowo, wyodrębniając jeden trop. Tak brawurowo uczyniła Dorota Monkiewicz, „czytając” Ryszarda Grzyba przez pryzmat „świętego Artauda”. Można również zauważyć odrębność „stylową” ( i „jedność w wielości” jednocześnie) poszczególnych dekad jego twórczości, ale i tak nie zbliżymy się do Grzybowego malarskiego sedna, bo przecież „istoty obrazu nie wyczerpują nasze definicje”. Trudno jest także być po prostu krytykiem i obserwatorem tej twórczości. Bowiem dotyka ona trzewi i serca. Być może jedynym sposobem, by zbliżyć się do tego malarskiego / egzystencjalnego, karnawałowego, przesiąkniętego absurdem uniwersum jest przemierzyć je słowem, budując opowieść, jak świetnie to uczynił kilka lat temu Jan Michalski tekstem „Popielec”. Inną celną próbą były wcześniejsze „bliskie”, „towarzyszące” teksty Andy Rottenberg. Tylko że one wszystkie są zbyt daleko od samego malarstwa…
Czy można jeszcze inaczej?
Może poezją? Ale jak opowiadać malarstwo poprzez poezję? Paradoksalnie jednak, istotę obrazów Ryszarda Grzyba najlepiej oddają nadane im przez niego tytuły – poetyckie fragmenty, autonomiczne, artystyczne byty, które wydobywają napięcia, dysonanse między sensem słów a formą i kolorem, między tytułem a „historią w obrazie”. Nawet wówczas, gdy forma obrazów i rysunków jest „ostra”, „ciężka”, „gwałtowna”, „wojownicza” (choć teraz zdecydowanie rzadziej), wyczuwamy, jak otwierają się one ku przestrzeni lekkości, swobody, wolności. Lewitują.
Są też w Grzybowym uniwersum malarskim obrazy – ikony, w których można doszukiwać się śladów historii, jak „Herbatnik wojenny” czy „Uwaga, czołg!”, lecz i one działają przede wszystkim poprzez formę, przez swoją „obrazowość”. Niektóre z prac Ryszarda Grzyba mamy po prostu pod powiekami, są już na zawsze składnikami naszego współczesnego pejzażu, chociażby „Walka Jakuba z aniołem”, „Palmowa Niedziela”, „Szanowny Panie, ten pomidor jest miękki”…. Takimi obrazami staną się zapewne również „Konfucjusz i nosorożec” czy „Dla absolutu w gruncie rzeczy nie ma znaczenia czy jesteśmy czy już nas nie ma rzekł kos do czarnej żaby”. Mocne, wyraziste, autonomiczne. Czyste malarstwo. Po prostu.
Ryszard Grzyb jest sprawny i niezwykle twórczy. Wewnętrzna, „sportowa” dyscyplina nie pozwala mu popaść w kuszącą łatwość malowania. W jego malarstwie, choć lekkim i z radością powstającym, nie ma dążenia do artystycznej doskonałości. Jak sam mówi, powołując się na doświadczenia sportowe: „Malowanie to nieustająca rozgrzewka i w tym podobne jest do sztuk walki”. Ryszard Grzyb ciągle trenuje… malowanie. Wielokrotnie maluje podobne motywy, modyfikuje, wzbogaca, upraszcza. Zmienia kompozycje i desenie. Eksperymentuje z barwą. Cały czas jednak obserwuje siebie, jest czujny na rodzącą się „doskonałość”. Gdy jej cień się pojawi, oznacza to czas najwyższy na zmianę treningu, na podjęcie nowego wyzwania. To zapewne jedna z przyczyn niezwykłego bogactwa jego malarstwa. W tej koncepcji malarskiego ćwiczenia, którego celem jednak nie jest perfekcja, widoczny jest związek z ciałem artysty, z jego fizycznością. W jednej z rozmów wskazał na tę szczególną właściwość malarstwa - „jest w nim „ciepło człowieka, dotyk ludzkiej ręki”. Następstwem tego faktu (ale też zbawieniem) jest nieunikniona nieudolność, która otwiera drogę rozwoju.
Artysta broni „magiczności”, tajemnicy i nieuchwytności malarstwa, którego niepodobna zbadać do końca. W tym poglądzie wydaje się dość tradycyjny, „prastary”, nie uległ pokusie konceptualnych redukcji malarstwa. „Malarstwo jest magią. Jest małą magią”- napisał w 1979 roku. I innym znów razem podobnie wskazując, że trzeba by „obraz przemienił się w rzecz magiczną, niepodobną do niczego, żeby był poza zagadką i poza zadawaniem pytań i stał się wreszcie lekki jak piórko”. W innym miejscu Ryszard Grzyb wskazywał na bliskość malarstwa i poezji „obraz – struktura malarska, w której pobrzmiewa duch poezji subtelnym tonem, który nie zawsze słyszymy”. Wydaje się, że symbioza słowa i obrazu jest jedną z perspektyw pozwalających przyglądać się twórczości Ryszarda Grzyba. Nośnikiem poezji (i najważniejszym składnikiem) jest w malarstwie kolor - „dobrodziejstwo, królestwo i podarunek, radość, wolność i poezja”. Zapewne tylko tyle (lub „aż tyle”) można powiedzieć o kolorze: jest i króluje niepodzielnie. Nie wchodzi w alianse psychologiczne czy symboliczne. Nie jest też literacki, nie opowiada niczego. Nie poddaje się „badaniu”, choć jest też „materią”, faktem fizjologicznym i efektem technologii malarskiej. Współtworzy magię i tajemnicę bytu obrazu. Można nazwać Ryszarda Grzyba ze staroświecka „wytrawnym kolorystą”, mając na uwadze jednak to, że nie interesują go harmonie i dysharmonie barwne, niuanse i zakresy temperatur. Kolor w jego obrazach jest czystą wolnością i energią, „bytem samym w sobie”, autonomicznym. Nawet wówczas, gdy rezonuje z innymi. Nawet czerń w jego obrazach ma intensywność i charakter. Artysta eksperymentuje z działaniem koloru w różnych technikach: w malarstwie olejnym, akrylowym, akwareli, pasteli. Ciągle próbuje schwycić jego nieuchwytną i samodzielną naturę. Być może w ostatnich obrazach jest już bardzo blisko…?
Maluje zgodnie ze swoją dewizą, że „obrazy powinny przekraczać nudę, powinny być pełne życia i napięcia”. I nie sposób się z tym nie zgodzić, ciągle nas zaskakuje. Oczywiście taka koncepcja sztuki powoduje nieustanne zmiany i modyfikacje środków, dzięki którym przekroczenie znużenia będzie możliwe. Od ekspresji i intensywności, która charakteryzowała jego twórczość w latach 80., poprzez „zwierzęcość” i „ornamentalność” kolejnej dekady, do swego rodzaju „syntezy” (czy też może największej różnorodności) prac z ostatnich lat. Jednakże pokonywanie nudy nie jest celem malarstwa Ryszarda Grzyba. On nie myśli w kategoriach doraźnego celu. „Ważny jest proces i zdarzenia” – napisał kiedyś. Takie jest jego malarstwo: nieustający happening. Choć były momenty, kiedy było takie dosłownie, było malarstwem akcji: jak w okresie Gruppy, czy później podczas działań z Andrzejem Świetlikiem i Pawłem Kowalewskim, czy w duecie „OBA” z Marcinem Osiowskim w końcu lat 90. Jednakże happeningowa aktywność nigdy nie wzięła góry nad samym malarstwem, nie zredukowała go do dokumentacyjnej funkcji. Ryszard Grzyb podkreśla, że zawsze jest „na drodze malarstwa”.
„Bycie na drodze malarstwa” jest moim zdaniem tym właśnie, co decydujące, definiujące praktykę artystyczną Ryszarda Grzyba. Ujawnić istnienie poprzez malarstwo, twórczo uczestniczyć w byciu, akceptować i afirmować – oto zadanie tej sztuki. Osiąga je kilkoma środkami. Doskonali ciekawość. Pielęgnuje karnawał w sobie. Wychwytuje absurd. Ten ostatni jest komunią, afirmacją różnorodności, otwarciem i wyznaniem wiary w Drugiego, gdyż mocą absurdu jest wytrącenie z nawyków codziennego i „logicznego” myślenia, skierowanie w stronę żywiołów, ku temu, co rudymentarne i żywe, egzystencjalne. „Wytrącenie z codzienności” możliwe jest także na drodze karnawału. Tę też artysta często wybiera. Troszczy się, by karnawał nie ucichł zarówno w nim, jak i w jego sztuce. Głosi pochwałę różnorodności, łączy sprzeczne wątki i style, miesza to, co wzniosłe z tym, co komiczne, równouprawniając je na płaszczyźnie obrazu, likwiduje dystans i powagę, jest rzecznikiem swobodnej fikcji, posługuje się parodią i śmiechem. Karnawał to także ciągły ruch i dynamika, to poszerzanie pola wolności. „Karnawał jest tu rozumiany jako rozprzestrzenienie się metafizycznego śmiechu, który nie oszczędza żadnej wartości w kulturze, sztuce. Jako żywioł uwalniający, sprowadzający wszystko do wolności – ale nie zatrzymujący się w niej, lecz i ją przekraczający. Nie jest to stan, który można zdobyć i zatrzymać się. Jego natura akceptuje ruch, dochodzenie do momentu karnawału i utratę możliwości. Ciągła śmierć i ciągłe zmartwychwstanie karnawału – to także śmierć i zmartwychwstanie człowieka w sobie samym”– pisał w 1985 roku.
Sposobem na odsłonięcie istnienia, oddanie życia w jego pełni i niepodzielności, przedpojęciowej jedni, może być także droga okrucieństwa, walki, gwałtowności, dysonansów, ruchu i przenikań. Tę Ryszard Grzyb wybierał często w latach 80. Stąd tak często w obrazach i ich tytułach przywoływał postać twórcy Teatru Okrucieństwa Antonina Artauda. Podobnie jak on, Ryszard Grzyb chce wyrwać widza z postawy biernego obserwatora malarskiego spektaklu i uczynić czującym, aktywnym uczestnikiem.
Zanurzyć na powrót w życiu. Przywrócić pierwotną jedność istoty ludzkiej. Jedność kosmiczną. I jeszcze ostanie, pozornie żartobliwe skojarzenie. Jest jeszcze Grzyba malarska/egzystencjalna droga „zwierzęca”. Tak, on dobrze rozumie zwierzęta, zapewne najbardziej króliki, nosorożce, psy. Ich sylwetki powtarza w rozmaitych układach i kompozycjach. Interesują go jako formy plastyczne, są źródłem bogactwa kształtów, znaków, emblematów. Lecz równie ważna wydaje się ich zwierzęca żywotność, ich istnienie „po prostu”, niezróżnicowane na jaźń i byt, wskazujące na związek z kosmosem i światem natury. Od zwierząt czerpie naukę istnienia. Trzeba czasem ostrza okrucieństwa, szpikulca absurdu, strzału śmiechem, by przebić się przez bawolą skórę, twardy pancerz do krwi czerwonej i duszy motylej. Ryszard Grzyb? On po prostu jest. Całym sobą. Grzybomalarstwo. Grzybopoezja. Grzyboistnienie.
Lena Wicherkiewicz