Galeria BWA
KWIECIEŃ
Urodził się w roku 1919 w Futomie na Rzeszowszczyźnie, zmarł w 1980 w Zakopanem, z którym związał niemal całe dojrzałe życie. Uznany za samorodek artystyczny już, jako bez mała dwudziestolatek, w roku 1938, został wysłany przez gminę na stypendium-naukę do zakopiańskiej Szkoły Przemysłu Drzewnego (ku niezadowoleniu ojca). Był tam uczniem Antoniego Kenara, który tejże szkole (dzisiaj Liceum Sztuk Plastycznych noszące jego imię) nadał charakterystyczne, rozpoznawalne piętno. Wojnę spędził w rodzinnej miejscowości. Po wyzwoleniu, w 1948 roku, ponownie znalazł się w Zakopanem, tym razem na prośbę samego Kenara. Ukończył szkołę w 1952 roku, jako 33-latek, i od razu zaczął w niej uczyć. Przyczynił się do ugruntowania jej profilu i pozycji. Znaczną część twórczości poświęcił tematyce chrystologicznej, głównie pasyjnej, chociaż bezpośrednio nie identyfikował się z żadnym wyznaniem religijnym. Rzeźbiarz; konsekwentnie, acz niezbyt ortodoksyjnie, nawiązywał do ikonografii chrześcijańskiej.
Rzeźby Antoniego Rząsy trzeba zobaczyć. Każda z nich może pełnić rolę pomnika na cmentarzu, nie tylko tym na Pęksowym Brzyzku. Talent rzeźbiarski artysty najpełniej wyraził się bowiem w dziełach o tematyce sakralnej; Zenon Nowopolski, Ziemia Gorzowska Nr 15/ 10.04.1997 r.
Rzeźbił w drewnie różne odmiany Chrystusów i świętych. Po śmierci Antoniego Rząsy w 1980 r. Halina Kenarowa tak o nim pisała na łamach „Tygodnika Powszechnego”:
„Był rzeźbiarzem głęboko religijnym, pierwszym artystą w powojennej Polsce, który odważył się naruszyć i przełamać tradycyjną kościelną ikonografię, bo w zastygły w słodkawej konwencji XIX wieku i tylko już umowny znak – wlał własne przeżycie dominującego, ludzkiego bólu. (…) Środków wyrazu używał świadomie najprostszych: drewno barwione na ciemno, frontalność figur, piony, poziomy i skosy, kontrast między bizantyńsko-egzotycznymi, bezosobowymi twarzami a gwałtownym ruchem wzniesionych rąk, między gładkimi powierzchniami a z nagła realistycznym detalem żylastych, spracowanych dłoni. (…) Niektóre rzeźby przypominają stalaktyty, inne konary drzew miotane halnym. Każda jest modlitwą i ofiarowaniem, pokutą i zadośćuczynieniem; Arsenał Gorzowski/ Plastyka/ 04. 1997 r.
Prace Rząsy nie pozostawiają wątpliwości, że dążeniem artysty jest prawda. Nie interesują go imponderabilia i żadne ozdobniki, zdecydowanym krokiem zmierza ku istocie przedstawienia, którego tematem jest, najczęściej u Rząsy wyrażające się i „sumujące” w cierpieniu, człowieczeństwo. Człowiek odarty z masek, z wszelkiej gry, jaką prowadzi ze światem, cały koncentrujący się w bólu.
Chrystusy Rząsy mają postać szczupłą czy wręcz wychudzoną, jednak to nie wyłącznie forma decyduje o skali cierpienia. Antoni Rząsa rezygnuje nie tylko z ładności. Próżno w jego pracach szukać patosu. Świętość jego rzeźb pozbawiona jest sztucznego uwznieślenia, bo prawda bólu jest jedna, bezozdobnikowa, choć zwykliśmy potocznie łączyć z nią rozmaite określenia, wiązano cierpienie to z pokorą, to znów z heroizmem. Takie próby definicji zawodzą, Rząsa odrzuca je, uznając zapewne, że „zamazują” one obraz prawdy, której on właśnie w drewnie szuka. Zresztą cierpienie było osobistym doświadczeniem artysty, jego wewnętrznym doznaniem, a rzecz poznana nie potrzebuje nadmiaru określeń; osiąga się ją wprost.
Wielką siłę ekspresji mają ascetyczne postaci Ukrzyżowanego, lekko wygięte, z uniesionymi w górę rękoma zdające się ulatywać w niebo. Właśnie tylko dziury w stopach świadczą o męczeństwie. Dodać trzeba, że większość realizacji tego tematu przez Rząsę odbiega od tradycyjnego w chrześcijańskiej ikonografii przedstawienia Chrystusa z rozkrzyżowanymi w bok ramionami.
Na koniec to, co naprawdę otwiera tę wystawę – fotografia Autora. Antoni Rząsa wygląda na niej niczym kwintesencja jego rzeźb: trójkątna głowa o wyrazistych rysach wcina się ostro w prostokąt ramion; Gabriela Balcerzakowa, Ziemia Gorzowska Nr 16/ 17.04.1997r.